Piątek, 8 listopada 2024 r.
Teraz będę patrzeć na dzienne światło, którego nie widziałam przez osiem miesięcy
Julia Słucka z córką dzień po uwolnieniu

Teraz będę patrzeć na dzienne światło, którego nie widziałam przez osiem miesięcy

Pierwszy wywiad z Julią Słucką po jej uwolnieniu. Członkowie zespołu Press Club Białoruś spędzili w więzieniu prawie osiem miesięcy. Założycielka i szefowa Press Club Białoruś Julia Słucka opowiedziała o tym, przez co musiała tam przejść. Wywiad przeprowadzony przez dziennikarzy Press Club Belarus.Redakcja wersji polskiej Magdalena Rigamonti.

Teraz będę patrzeć na dzienne światło, którego nie widziałam przez osiem miesięcy… – mówi Julia Słucka, prezeska Press Club Belarus, która spędziła w białoruskim więzieniu osiem miesięcy bez dwóch dni.

Jest takie białoruskie przysłowie, żeby nie zarzekać się, że nigdy nie trafi się do więzienia.

Nie zarzekałam się. Wyobrażałam sobie, że mogą mnie zamknąć. Ale to było tylko wyobrażenie i to teoretyczne. Teraz wiem, że to teoretyczne wyobrażenie jest zupełnie niepodobne do rzeczywistości. Przed wszystkim nie od razu dotarło do mnie, że jestem zamknięta. Przeszkadzała nadzieja. Przeszkadza myślenie, że to się nie wydarzyło naprawdę, że nie mnie, że mogą cię wypuścić. Gdybym nie miała nadziei, to od samego początku zachowywałabym się całkowicie inaczej. Nadzieja osłabia i przeszkadza rozsądnie myśleć i działać. I ci, którzy są z drugiej strony, bardzo dobrze to wiedzą i wykorzystują to. Oni manipulują nadzieją, mówią, że przecież tylko porozmawiają i wypuszczą… Manipulowali moją wiarą we własną niewinność.

Jak to się odbywało?

Moje pierwsze przesłuchanie trwało prawie 36 godzin bez przerwy. Oczywiście nie było przy mnie adwokata. Straszne – oni się zmieniali, ja zostawałam. Teoretycznie dobrze wiedziałam, że poza „tak” i „nie” nie mogę nic więcej mówić. Jednak od czasu do czasu coś dodawałam, bo przecież mówiłam tylko prawdę, a ona nie może być niebezpieczna… W takich momentach zapomina się, że wszystko może zostać użyte przeciwko tobie, a właściwie że na pewno zostanie użyte. Przyszedł też moment, kiedy odmówiłam odpowiadania na pytania, bo już ciężko mi było kontrolować własne myśli. I wtedy dali mi pospać godzinę. Przy tym stole, przy którym mnie przesłuchiwali, przy włączonym świetle. Po tych 36 godzinach prycza w więzieniu Okrestina wydała mi się wprost cudem, bo można było się położyć, odwrócić od wszystkich i pospać.

W innej celi zamknęli twojego syna.

Kiedy dowiedziałam się, że zatrzymali Pietię, byłam w szoku. Wtedy zrozumiałam, że jestem tu na długo, że nie mam absolutnie żadnych praw i nie mam na czym się oprzeć. Kolejny straszny moment. Nie bałam się ciężkich sytuacji, kryzysów i doświadczeń. Nie bałam się, bo w takich chwilach zawsze zaczynałam działać, czułam że dużo ode mnie zależy. A tu… Tu, w więzieniu, pierwszy raz w moim życiu nic ode mnie nie zależało. Nic. Całkowicie nic. I to było dla mnie nie do wytrzymania, nie do pogodzenia. Musiałam się tego nauczyć. Zrozumiałam, że Pietię wzięli jako zakładnika. Przecież on jest operatorem, reżyserem dźwięku, nie miał nic wspólnego z finansami, nie miał o nich pojęcia. A posadzili go do jednej z najgorszych cel w więzieniu – do tak zwanego Szanghaju. Piwnica, ogromna wilgoć i w 30 m kw. ściśniętych jest 25 mężczyzn. Śpią na trzypiętrowych łóżkach. Tam papieros pleśnieje w ciągu kilku dni. Tam szczury i karaluchy jedzą chleb i kiełbasę, którą więźniowie dostają od rodzin.

Ty byłaś w dużo lepszych warunkach.

W porównaniu do Pietii – w królewskich. Osiem osób w 15-metrowej celi, dwupiętrowe łóżka. Ze mną była Marfa Rybakova z „Wiosny”, Alla Łapatko z TUT.by. Widziałam też Andreja Aleksandrowa. Trzymał się, razem z Irą planowali wziąć ślub w więzieniu. Spotkałam Olę Łojko, też była w dobrej formie. Widziałam Milę Czekinę, zuch dziewczyna. Wszyscy bez łez, bez narzekania.

Jest takie powiedzenie: polegać na przeznaczeniu, ale nie przyspieszać go.

Na początku wydaje się, że minie 10 dni i wyjdziesz. Potem, że jest szansa wyjść za dwa miesiące. Potem – kolejne cztery. Żyjesz tymi nadziejami. I jak już mówiłam każda nadzieja osłabia. Przestaje, kiedy zaczyna się rozumieć, że żyć należy każdym dniem, a nie nadzieją, polegać na przeznaczeniu, ale nie przyspieszać go. Kiedy to zrozumiałam, zrobiło mi się lżej.

Czy przez te osiem miesięcy wiedziałaś, co się dzieje w kraju?

W celi był telewizor, oglądałam więc białoruskie wiadomości i różne programy. Dzięki temu teraz o wiele lepiej rozumiem, jak działa państwowa propaganda. Prowadziłam nawet „cytatnik”. Zapisywałam fragmenty tego, co było tam mówione. I przyznam, że nawet w najstraszniejszym śnie nie mogłam sobie wyobrazić, że ludzie, którzy nazywają siebie dziennikarzami, mogą wypowiadać takie słowa z ekranów białoruskiej telewizji państwowej, za którą wszyscy płacimy. Byłam więc na bieżąco z tym, co się w kraju dzieje. Poza tym, w różnych autorskich programach niektórzy mówili, jak jest naprawdę. Wiele wydarzeń było zrozumiałych też przez to, kto trafiał do naszego więzienia. A trafiało coraz więcej więźniów politycznych. W lipcu przyszła do nas rosyjska „Niezawisimaja Gazieta”. To było źródło alternatywnych wiadomości. Jednak i tak mój obraz tego, co dzieje się w kraju, składa się teraz z takich wielkich maźnięć. Czuję się jak osoba z bardzo silną krótkowzrocznością. I na razie się jeszcze nie zagłębiałam.

Ty i pozostali członkowie Press Clubu zostaliście ułaskawieni.

Od razu powiem, że to, że nas wypuścili, nie ma żadnego związku z Woskresenskim i jego programem. (Woskresenski był związany z reżimem Łukaszenki, a potem obwołał się opozycjonistą. Trafił na 2 tygodnie do więzienia, a następnie poprosił o ułaskawienie. Zrobił też listę ludzi o których ułaskawienie prosił i zapraszał więźniów politycznych do dołączania do programu rehabilitacyjnego, jednak wszyscy więźniowie polityczni go zignorowali – przyp. red.) Choć do nas wszystkich politycznych, których w naszej celi było pięć, rzeczywiście przychodziły listy od niego. Jednak żadna z nas na nie nie odpowiedziała. Sami też nie pisaliśmy podania o ułaskawienie. Nawet by to nam nie przyszło do głowy. Sami do nas przyszli z taką propozycją.

Można ułaskawić nieskazanych?

W kodeksie karnym jest taki paragraf, w którym opisane jest na jakiej podstawie może być zakończona sprawa karna. Zakłada on przyznanie się do winy i dwukrotną spłatę szkody. Długo myślałam nad tą propozycją, ale oczywiście się nie godziłam. Z drugiej strony widziałam, że siedzimy już długo i końca nie widać. Wiedziałam, że nie musimy omawiać z nikim poza nami przyznania się do winy. Decyzja zależała ode mnie i ja ją podjęłam. Potem poprosiłam zespół, żeby się mnie posłuchał i podjął taką samą decyzję. Chcieliśmy po prostu wyjść. Na nas wszystkich czekały rodziny i przyjaciele, którzy cierpieli nie mniej od nas przez wszystkie te miesiące. To była dla nas wszystkich trudna decyzja.

Oskarżali was o to, że Press Club Belarus nieprawidłowo płacił podatki.

O to, że jakoby wykorzystywaliśmy uproszczony system podatkowy, nie mając do tego prawa, bo wynajmowaliśmy innym nasze pomieszczenia. A to, że my w tych przestrzeniach sami działaliśmy i pracowaliśmy, pomagaliśmy przeprowadzać wydarzenia, zajmowaliśmy się ich promocją, organizowaliśmy zdjęcia – tym się nikt nie przejmował. Nasze przyznanie się do winy brzmiało tak: pracowaliśmy, prowadziliśmy wydarzenia, działaliśmy w ramach swojej misji, konsultowaliśmy się z księgowymi i prawnikami, płaciliśmy podatki i byliśmy pewni, że nie łamiemy żadnego prawa. Ale jeżeli śledczy uważają, że tutaj doszło do przestępstwa, to jesteśmy gotowi przyznać się do winy i zapłacić dwukrotność szkody. Później napisaliśmy prośbę o ułaskawienie.

Szkoda została uregulowana ze środków Press Clubu?

Tak, ze wszystkich środków, które mieliśmy na kontach, a także z pieniędzy, które moja córka dostała ze sprzedaży nieruchomości.

Przez wszystkie te miesiące z tak zwaną „sprawą Press Clubu” kojarzono Ksenię Łuckinę, byłą dziennikarkę telewizji państwowej

Na wszystkich przesłuchaniach zawsze mówiliśmy, że Ksenia i jej operator nie mają żadnego związku z działalnością Press Clubu. Ksenia uczestniczyła w hackathonie organizowanym przez Press Club i jej projekt był jednym ze zwycięskich. Widziałam ją tylko raz w Press Clubie i to mimochodem. Drugi raz zobaczyłam ją już w Komitecie Śledczym. Nie wiem, czy proponowano jej napisanie prośbę o ułaskawienie. Wiem, że teraz oskarżają ją już z innego paragrafu.

Jesteś na wolności. Co teraz jest dla ciebie najważniejsze?

Najważniejsze – zająć się zdrowiem, muszę zbadać oczy, płuca, krew. Będę też bez końca przytulać swoich bliskich. I spacerować. Patrzeć na białe, dzienne światło, którego nie widziałam przez osiem miesięcy. Żyliśmy w ciemności przy złym sztucznym oświetleniu. Pojedziemy z moją córką Saszą zbierać borowiki. Z wnuczką Alisą będziemy piec ciasta. Jednym słowem, zajmę się rehabilitacją.